- Rozmawiałem z ministrem spraw zagranicznych Polski Zbigniewem Rauem. Ukraina i Polska będą konstruktywnie i otwarcie współpracować w związku z incydentem wywołanym rosyjskim terrorem rakietowym wobec Ukrainy" - napisał w czwartek (17 listopada) na swoim Twitterze szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba.
Poinformował także, że w Polsce są już specjaliści z Ukrainy, co potwierdził oficjalnie rzecznik MSZ Łukasz Jasina.
- Oczekujemy, iż wkrótce otrzymają oni dostęp do miejsca zdarzenia we współpracy z polskimi organami ochrony prawa - dodał Kułeba.
Należy jednak pamiętać, że dopuszczenie do miejsca zdarzenia nie jest jednoznaczne z zezwoleniem stronie ukraińskiej na udział w śledztwie. Podkreślił to szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch.
- Śledztwo zazwyczaj toczy się w formule niejawnej i dopuszczenie innych osób wymaga osobnych procedur. Natomiast dopuszczenie do miejsca strony ukraińskiej już wczoraj zostało zakomunikowane stronie ukraińskiej przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych - mówił.
Strona ukraińska prosiła MSZ dokładnie o dostęp do miejsca zdarzenia i możliwość nawiązania dialogu.
- Ukraińcy mają inną hipotezę dotyczącą natury tego zdarzenia - twierdzą, że była to rakieta rosyjska, w której wprowadzono błędne koordynaty - albo celowo, albo niecelowo. Natomiast polska i amerykańska strona skłaniają się raczej ku wersji, że była to po prostu rakieta ukraińskich sił obrony powietrznej, która nie trafiła w cel - co się zdarza - i w której nie zadziałała stara, sowiecka aparatura do samozniszczenia - powiedział Kumoch.
Wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz dodał, że opcji udziału Ukrainy w śledztwie wykluczyć nie można. Wytłumaczył również szerzej powyższą hipotezę.
- Cały czas trwają badania ekspertów w tej sprawie. Jedno, co można z całą pewnością stwierdzić to to, że była to rakieta produkcji rosyjskiej, czy jeszcze wcześniej - radzieckiej.
Wszelkie zarzuty dotyczące rzekomo niedziałającej polskiej obrona przeciwlotniczej Skurkiewcz zdiagnozował jako "insynuacje samozwańczych ekspertów, którzy często nie mają elementarnej wiedzy wojskowej".
- Proszę pamiętać, że mówimy o jednorazowym, jednopunktowym uderzeniu rakiety obrony przeciwrakietowej systemu ukraińskiego. Taki pocisk, nie osiągając celu - rakiety manewrującej - powinien ulec samozniszczeniu. Tutaj najprawdopodobniej coś nie zadziałało. Jak dokładnie do tego doszło, muszą wyjaśnić śledczy - zaznaczył.
Wypowiedział się także na temat podniesienia gotowości bojowej części jednostek wojskowych.
- Ona była realizowana w niektórych jednostkach już wcześniej, np. we wszystkich jednostkach 16. i 18. Dywizji Zmechanizowanej, które operują na wschód od Wisły. Teraz doszły również bazy lotnictwa taktycznego, wojska radiotechniczne i działające w cyberprzestrzeni, co w obecnej sytuacji jest czymś zupełnie naturalnym. - oświadczył Skurkiewicz. (PAP)
- Służby pracują na miejscu eksplozji. Odnaleziono szczątki rakiety
- Wójt gminy Dołhobyczów: Nauczyliśmy się żyć z problemami i zagrożeniem. Zdjęcia
- Mieszkańcy Przewodowa: O wszystkim dowiadywaliśmy się z mediów
- Po wybuchu w Przewodowie czterodniowa żałoba w gminie Dołhobyczów
- Aktualizacja. Wątpliwości rozwiane. Na nasze województwo spadł pocisk
- Aktualizacja.Wybuch w Przewodowie. Dwie osoby nie żyją. "Słychać było dwie eksplozje"
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?